Niedawno nasze konie przez jakiś czas korzystały z dobrodziejstw małego wprawdzie, ale bogatego pastwiska w sąsiedztwie. Bogatego, jak się później okazało, nie tylko w trawę, ale również w różnego rodzaju chwasty... Już po krótkim czasie mogliśmy obserwować efekty tego wypasu :D
Najgorzej po tym wszystkim wyglądał Gucio - ze względu na swój niewielki wzrost był najbardziej narażony na kontakt z licznymi krzakami rzepów. Szczerze Wam powiem - na pierwszy rzut oka te jego kołtuny wyglądały jak profesjonalny warkocz. Nawet się zdziwiłam, jak go zobaczyłam, bo nie przypominałam sobie takich misternych prac. I nie tylko ja dałam się nabrać :D Ale kiedy odkryłam prawdę, to byłam bliska załamania, bowiem perspektywa ścięcia grzywy i włosia ogona była dosyć kiepska dla Gucia. Nie jestem w stanie ocenić czasu, jaki poświęciliśmy na ręczne wyłuskanie wszystkich rzepów z Gucia, ale było ostro :D Jednak wspólnymi siłami się, na szczęście, udało :)