Dzisiaj zaczynamy Nowy Rok :) Najhuczniejsza noc w roku za nami, a przed nami nowe otwarcie, czas postanowień i realizacji kolejnych marzeń. I wydaje mi się, że to najwłaściwsza pora na to, aby powiedzieć słów kilka o tym, jak nasze konie spędzają noc sylwestrową (a my wraz z nimi). Otóż... Jakby to powiedzieć... Nie za bardzo lubię Sylwestra... Bo wiem, jaki to ciężki okres dla naszych (i nie tylko naszych) zwierzaków.
Nasze konie tę jedyną noc w roku spędzają zamknięte w stajni i wiacie, a my co roku wychodzimy do nich i składamy sobie życzenia na dworze, bacznie obserwując, czy wszystko u nich w porządku. Bo, mimo że są one odczulone na różne straszaki, to nagromadzenie świateł i hałasów otaczających nas z każdej strony ewidentnie je przytłacza. A hałasów i świateł fajerwerków jest z roku na rok coraz więcej, jakby nasi sąsiedzi postanowili pobijać kolejne rekordy. I przebijać siebie nawzajem. Ten rok nie należał do wyjątków - był zdecydowanie "okazalszy" od ubiegłego. Zazdroszczę stajniom położonym trochę na uboczu, gdzie konie nie odczuwają tak mocno tej całej zabawowej kanonady.
Oczywiście problem nie dotyczy tylko koni, ale przede wszystkim psów i kotów wszelakich ras i maści. Dlatego my, od wielu już lat, zapalamy symbolicznie zimne ognie i też sprawia nam to ogromną radochę :) I do tradycyjnych życzeń noworocznych pragnę dołożyć jeszcze jedno - niech przyszły Sylwester będzie cichszy i spokojniejszy :)
Do siego Roku!